Arka - Cracovia 0:3 (Cabrera 24' k, Marić 33' s, Hernandez 90')

Arka: Pavels Steinbors - Damian Zbozień, Christian Maghoma, Luka Marić (84' Marcus da Silva), Adam Marciniak - Michał Nalepa (64' Rafał Siemaszko), Adam Deja, Michał Janota - Luka Zarandia, Maciej Jankowski, Nabil Aankour (64' Mateusz Młyński)
Cracovia: Michal Pesković - Cornel Rapa, Niko Datković, Ołeksij Dytiatjew, Michal Siplak - Diego Ferrareso, Janusz Gol, Milan Dimun (90' Jakub Serafin), Mateusz Wdowiak (82' Sebastian Strózik) - Javi Hernandez, Airam Cabrera (82' Filip Piszczek)

Żółta kartka: Maghoma
Widzów: 4223


Początek meczu należał do Cracovii, która grała zdecydowanie i agresywnie. Dłużej utrzymywała się przy piłce, a akcje ofensywne Arki kasowała w środkowej części boiska. Niewiele jednak z tej ofensywy gości wynikało. Dość powiedzieć, że przez 20 minut nie oddali oni strzału na bramkę. Wreszcie sprawy w swoje ręce wziął Michał Nalepa, który wyraźnie spóźniony faulował Javi'ego Hernandeza we własnym polu karnym. Żadnych wątpliwości nie miał arbiter, który wskazał na "jedenastkę". Do futbolówki podszedł Airam Cabrera i umieścił piłkę w siatce. Arkowcy niemal od razu mogli wyrównać stan meczu. Maciej Jankowski otrzymał podanie za plecy obrońców i mimo, że nie było przed nim żadnego z nich, to napastnik Arki chciał przelobować bramkarza - była to jednak bardzo nieudana próba, z którą najmniejszych problemów nie miał Michal Pesković. Kiedy wydawało się, że podopieczni Zbigniewa Smółki nabierają wiatru w żagle, zostali brutalnie sprowadzeni do parteru. Mateusz Wdowiak dośrodkował w pole karne, a Cornel Rapa umiejętnie nacisnął Lukę Maricia, który umieścił piłkę we własnej bramce. Druga bramka podcięła skrzydła żółto-niebieskim. Nie byli oni w stanie stworzyć żadnej groźnej sytuacji, a jeżeli znajdowali się pod polem karnym Cracovii, to natychmiast defensorzy odbierali im piłkę.

W drugiej połowie sytuacja na boisku zmieniła się diametralnie. Arka była stroną przeważającą i to Arka była bliżej strzelenia bramki. W 50. minucie po serii rzutów rożnych piłkę przed polem karnym otrzymał Michał Janota, ale jego mierzone uderzenie przy słupku kapitalnie obronił Pesković. I to był koniec groźnych sytuacji podopiecznych Zbigniewa Smółki. Oprócz strzału Luki Zarandii w środek bramki, żółto-niebiescy nie byli w stanie przejść bloku defensywnego Cracovii. Arkowcy mieli przewagę optyczną, z której kompletnie nic nie wynikało, bo zespół Michała Probierza grał bardzo konsekwentnie w obronie, a Arka w tym pomagała nie nawiązując żadnej walki w ofensywie. A "Pasy"? "Pasy" grały na czas, szanowały piłkę i przede wszystkim czaiły się na kontry, szczególnie gdy Zbigniew Smółka przeszedł na ustawienie 3-5-2. Udało im się wykorzystać ten fakt i podwyższyć prowadzenie w ostatniej akcji meczu. Hernandez otrzymał podanie przed polem karnym i w pojedynkę rozmontował całą defensywę żółto-niebieskich, a na końcu strzelił obok bezradnego Pavelsa Steinborsa.

Gra podopiecznych Zbigniewa Smółki to prawdziwy rollercoaster, który może przysporzyć kibiców o ból głowy. Kiedy wydawało się, że Arka zaczyna rozumieć filozofię szkoleniowca i faktycznie gra bardziej ofensywnie, ładniej dla oka i przede wszystkim skuteczniej, to przychodzi szereg spotkań, który weryfikuje umiejętności żółto-niebieskich i pokazuje, że grupa mistrzowska to wciąż zbyt wysokie progi. Arkowcy wciąż przewodzą "dolnej ósemce", ale dystans pomiędzy nimi, a resztą drużyn wyraźnie się zmniejszył. Jeżeli żółto-niebiescy chcą mieć spokojną przerwę zimową, to w spotkaniach z Górnikiem i Wisłą Płock koniecznością jest zdobycie kompletu punktów.