Karty na stół. W I lidze nadszedł czas ostatecznych rozstrzygnięć. W niedzielne popołudnie będzie już jasne, kto może otwierać szampany z okazji awansu do Ekstraklasy, będzie można też rozpisać pary barażowe. Życie pisze niesamowite scenariusze. Pod koniec rundy jesiennej nikt nie spodziewałby się, że gdynianie przed ostatnią kolejką wciąż będą mieli duże szanse na bezpośrednią promocję do elity. Tymczasem w 34. serii gier wszyscy mają, o co walczyć. Dwie drużyny rywalizują o drugie miejsce w tabeli, a ich przeciwnikami na zakończenie sezonu będą zespoły bijące się ze sobą (oraz z dwiema kolejnymi ekipami) o pozycję numer sześć. Tu nie ma miejsca na półśrodki. Tu trzeba wejść all-in. To może być ostatni mecz żółto-niebieskich w I lidze. W niedzielę o 12:40 Arka podejmuje Sandecję Nowy Sącz, a Widzew mierzy się z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Wszystkie oczy skierowane na Gdynię i Łódź.
Kiedy Sandecja w listopadzie wygrywała z Arką 3:1, wyglądała na silną drużynę będącą w stanie powalczyć o awans do Ekstraklasy. Owszem, brakowało jej jeszcze wówczas regularności, zdarzały się poważne amplitudy dyspozycji, ale potencjał, jakim dysponowali ,,Sączersi”, predysponował ich do gry o najwyższe cele. Do tego na wiosnę mieli oni wrócić do toczenia pierwszoligowych bojów w Nowym Sączu, na własnym stadionie – będącym w trakcie przebudowy, z ograniczoną możliwością udziału kibiców w piłkarskich widowiskach, ale jednak swój teren, bez konieczności tułania się po innych miastach, to niebagatelny atut. Tymczasem nowosądeczanie w 2022 roku mocno rozczarowują. Od wspomnianej potyczki z żółto-niebieskimi tylko trzy razy udało im się podnieść z murawy komplet punktów i to po zwycięstwach z samym ogonem tabeli – Puszczą, Jastrzębiem i Stomilem. To poważny sprawdzian dla Dariusza Dudka w jego przygodzie z zawodem trenera – 47-latek musi odpowiedzieć na pytanie, czy będzie w stanie podnieść swoją drużynę z marazmu i wybić się ponad przeciętność (tak, jak już raz uczynił – w rundzie wiosennej poprzedniej kampanii Sandecja czarowała obserwatorów), czy też środek tabeli pozostanie docelową pozycją ,,polskich bianconerrich” w stawce zaplecza Ekstraklasy. Siłą rzeczy mamy bowiem nadzieję, że goście niedzielnej rywalizacji pozostaną w I lidze – ich awans do baraży oznaczałby brak zwycięstwa Arki, a tego w Gdyni nikt nie bierze pod uwagę. Co zarazem nie oznacza, że gdynian czeka łatwy mecz – absolutnie nic z tych rzeczy. Nowosądeczanie są ekipą, która lepiej radzi sobie na wyjazdach niż na własnym boisku (8 zwycięstw w delegacji przy 4 wygranych na własnym terenie). Do tego ich silną stroną jest defensywa, a z tak dobrze zorganizowanymi w tej formacji drużynami Arka miewa spore problemy. Sandecja potrafi grać zarówno w systemie z trójką obrońców, jak i z czwórką zawodników w tej strefie. Ostatnio Dudek częściej decydował się na to drugie ustawienie, ale absencja podstawowego stopera Kamila Słabego za czerwoną kartkę w spotkaniu z Chrobrym może oznaczać powrót do tercetu defensywnego. Jeśli tak się natomiast nie stanie, to Słabego zastąpi albo Michal Piter-Bucko, albo Sebastian Rudol. Pewna jest z kolei obecność w wyjściowej jedenastce Łukasza Kosakiewicza, Kornela Osyry i Tomasza Nawotki oraz Dawida Pietrzkiewicza między słupkami. Arkowcy muszą wykazać się w niedzielę dużą dozą cierpliwości, bo skruszenie dobrej organizacji zespołu Dudka w tyłach nie będzie zadaniem łatwym. Znacznie słabiej ,,Sączersi” radzą sobie za to w ofensywie, gdzie często ich akcje wyglądają bardzo mozolnie, ociężale, ospale, siermiężnie, ale przy tym są przeprowadzane konsekwentnie i do skutku – świetnie określa je kolokwialne określenie ,,męczenie buły”. Środek pola w Nowym Sączu jest afrykański – tworzą go Senegalczyk Maissa Fall i Ghańczyk Gershon Koffie, czyli w zasadzie dwie ,,ósemki”. Rozgrywającym w tym modelu jesienią był Damir Sovsić, ale Chorwat wciąż dochodzi do optymalnej formy po kontuzji i w Gdyni należy spodziewać się na tej pozycji Michała Walskiego albo Bartłomieja Kasprzaka. Skrzydła zostaną obsadzone przez Damiana Chmiela i Jakuba Zycha, a w roli wysuniętego napastnika wystąpi wypożyczony z Lechii Łukasz Zjawiński, autor 8 goli w rundzie wiosennej (połowy z karnych). Zastopowanie tego ostatniego będzie dla gdyńskich obrońców tak ważną misją, jak w poprzednich tygodniach było nią zatrzymanie Patryka Makucha (co się nie udało) czy Kamila Bilińskiego (co się częściowo udało – choć snajper Podbeskidzia był tego wieczoru po prostu nieskuteczny, a do sytuacji dochodził). Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza na pewno będą musieli wykazać się w niedzielę cierpliwością, bo nic nie spadnie im z nieba – oczywiście najlepiej byłoby od razu strzelić gola ustawiającego mecz, ale trzeba też nastawić się na możliwość długiego, mozolnego budowania akcji od podstaw i sumiennego kreowania okazji. Sandecja ma problemy kadrowe ze skompletowaniem środka obrony, bo oprócz pauzującego za ,,czerwień” Słabego nad morzem zabraknie też kontuzjowanego Dawida Szufryna. Ten fakt powinien stanowić zaproszenie dla żółto-niebieskich, by często niepokoić nowosądeczan właśnie w tej strefie boiska i odważnie wrzucać piłki w pole karne. Zawodnicy Dudka przed ostatnią kolejką plasują się na 7. lokacie w tabeli i mają tyle samo oczek, co wyprzedzający ich Chrobry (a zarazem dwa punkty przewagi nad Podbeskidziem i ŁKS-em). Głogowianie w ostatniej serii gier podejmują u siebie utrzymane już Zagłębie Sosnowiec, więc na papierze ,,Sączersi” nie są w specjalnie ekskluzywnej sytuacji, ale drzwi do baraży wciąż są przed nimi otwarte, dlatego należy się spodziewać, że na Stadionie Miejskim w Gdyni będą walczyć z całych sił o pełną pulę.
W koła zębate gdyńskiej maszyny w ostatnich tygodniach dostał się piasek. Spokój spokojem, ale ostatni raz żółto-niebiescy wygrali 25 dni przed meczem z Sandecją. Po jedenastu meczach z rzędu bez porażki (w tym dziesięciu triumfach) przyszły trzy spotkania bez wiktorii, na które złożyły się porażki z Resovią i Miedzią oraz remis z Podbeskidziem. Najwyższy czas przełamać ten delikatny impas. Po porażce Korony z GKS-em Katowice gdynianie są już pewni co najmniej 3. miejsca na koniec sezonu, dzięki czemu w ewentualnych barażach oba mecze rozegrają na własnym boisku. To oczywiście ogromny handicap przed potencjalnymi potyczkami o wszystko, ale wierzymy, że nie będzie on Arkowcom w ogóle potrzebny. Do bezpośredniego awansu potrzebują oni odrobienia jednego punktu do Widzewa, który gra u siebie z Podbeskidziem i wcale nie jest powiedziane, że pod tak gigantyczną presją zdoła zapunktować za trzy. Tym razem to żółto-niebiescy występują w roli drużyny goniącej, a taka funkcja odpowiada im bardziej aniżeli uciekanie przed ligową konkurencją. W grze Arki widać ostatnio pewne mankamenty, liderzy zespołu obniżyli loty, ale nie są to problemy, które ograniczałyby wiarę drużyny w końcowy sukces. Za osiem żółtych kartek będzie w niedzielę pauzował Adam Deja, więc jego miejsce w środku pola zajmie Michał Bednarski. Z dobrej strony w Bielsku-Białej pokazał się Mateusz Żebrowski i być może to on rozpocznie potyczkę z Sandecją na skrzydle. W tercecie defensywnym, pomiędzy Michałem Marcjanikiem a Martinem Dobrotką powinniśmy zobaczyć Djibrila Diawa. Sandecja jeszcze nigdy nie wygrała w Gdyni – w siedmiu takich konfrontacjach pięciokrotnie górą byli Arkowcy, a dwa razy dochodziło do podziału punktów. Co więcej, nowosądeczanie w całej historii strzelili nad morzem tylko dwa gole. Mamy nadzieję, że ta tendencja nie zmieni się w niedzielę. Tym bardziej, że żółto-niebieskich do boju zagrzewać będzie ponad 7-8 tys. kibiców. Rekordowa w tym sezonie frekwencja i bardzo głośny doping to kolejne argumenty, jakimi będą dysponować po swojej stronie piłkarze Ryszarda Tarasiewicza.
W niedzielne popołudnie sezon 2021/2022 w I lidze przejdzie do historii. Czy Arka będzie już wówczas klubem ekstraklasowym, a na ulicach Gdyni nastąpi feta z okazji wielkiego sukcesu? A może żółto-niebieskich będą jeszcze czekały spotkania barażowe? Możliwych scenariuszy na niedzielę jest mnóstwo – tym bardziej, że ich finał zależy także od rezultatu konfrontacji przy ul. Piłsudskiego w Łodzi. Nie należy ich w tym momencie przesadnie analizować, ale wyjść na boisko, zrobić swoje, wrócić do wygrywania, przekonująco zgarnąć trzy punkty i dopiero wtedy sprawdzić, co to da zespołowi. Głośny doping od pierwszej do ostatniej minuty z pewnością będzie niebagatelną pomocą dla piłkarzy, dlatego zróbmy to wszyscy razem. Trzeba podjąć w tym momencie ryzyko. Wchodzimy all-in. I nie zamierzamy brać jeńców. Kocham tylko Areczkę i jej oddam serce swe!