,,Życie to karuzela, a ja wolę mieć kontrolę” – nawija raper Kukon. Coś o tym wiedzą zarówno żółto-niebiescy, jak i Górale. Obie drużyny prezentują efektowny wachlarz rozwiązań ofensywnych i mają potencjał na seryjne wygrywanie, ale póki co w tabeli plączą się na granicy lokat dających możliwość występu w barażach o awans. Ta karuzela niewątpliwie wygląda kolorowo i barwnie, ale i w Gdyni, i w Bielsku-Białej woleliby już zatrzymać jej pęd i ustabilizować swoją sytuację w I lidze na wysokim poziomie. Pojawia się świetny moment na odnalezienie takiego balansu – zaczął się listopad, a ten miesiąc w polskiej rzeczywistości piłkarskiej zazwyczaj oddziela mężczyzn od chłopców. W 16. kolejce na Stadionie Miejskim w Gdyni możemy spodziewać się dobrego meczu ze sporą liczbą sytuacji podbramkowych z obu stron. W piątek o 20:30 Arka podejmuje na swoim stadionie Podbeskidzie Bielsko-Biała.
Od ostatniego pojedynku tych zespołów upłynęło ponad 13 lat. Jak to możliwe, skoro zarówno Gdynia, jak i Bielsko-Biała w najnowszej historii polskiej piłki klubowej stanowią liczące się ośrodki? Arka i Podbeskidzie od sezonu 2007/2008 nieustannie się mijają – kiedy jeden klub awansuje do Ekstraklasy, drugi akurat z niej spada. Tym razem jednak losy obu ekip ponownie się krzyżują i to w miejscu, w którym jedni i drudzy mają te same aspiracje – szybkiego powrotu do elity. Z tym, że o ile nad morzem celem jest awans za wszelką cenę już w tej kampanii, o tyle na Śląsku Cieszyńskim wykazują się większą dozą cierpliwości. Przed sezonem dyrektor sportowy Podbeskidzia mówił o planie powrotu na najwyższy szczebel w czasie trzech lat. Jest to o tyle uzasadnione podejście, że przy ul. Rychlińskiego po spadku zmieniło się niemal wszystko. Kadra drużyny przeszła poważne przemeblowanie, budowę podstawowej jedenastki trzeba było budować praktycznie od zera. Misję tę powierzono duetowi trenerskiemu Piotr Jawny – Marcin Dymkowski, który w minionych latach wykonywał kapitalną pracę z rezerwami Śląska Wrocław – drugi zespół WKS-u zrobił dwa awanse, z IV ligi dostając się na trzeci poziom rozgrywkowy, a rozgrywki 2020/2021 zakończył na 8. miejscu w II lidze, mając tyle samo punktów, co szósta Skra Częstochowa, która ostatecznie via baraże znalazła się na zapleczu Ekstraklasy. Dobrze znany w Gdyni Jawny wraz ze swoim kompanem zaczęli w Beskidach formować swoją autorską drużynę, ale zjawiskiem charakterystycznym dla procesu takiej budowy są wahania formy. I rzeczywiście, czerwono-biało-niebiescy potrafili przegrać na własnym boisku z Odrą Opole 0:3 czy odpaść z Pucharu Polski po porażce z Motorem Lublin 0;1, ale też wygrać pięć spośród sześciu meczów, notując kapitalny okres. Potem przyszła z kolei nieco słabsza passa – w kolejnych pięciu spotkaniach podopieczni Jawnego (który jest formalnym pierwszym szkoleniowcem, choć prowadzi swój zespół na równych prawach z Dymkowskim) inkasowali komplet punktów tylko dwukrotnie. W ubiegłą niedzielę wyszarpali natomiast w 90. minucie zwycięstwo z Chrobrym, dzięki czemu przeskoczyli w tabeli o dwa oczka Arkę i zajmują w tym momencie 5. pozycję w całej stawce. Podbeskidzie na boisku nie wygląda na zespół trenowany przez dwóch byłych środkowych obrońców. Wręcz przeciwnie – gra efektownie, fantazyjnie, z domieszką polotu, może pochwalić się drugą najlepszą ofensywą w lidze (25 strzelonych goli). Znacznie gorzej Górale radzą sobie pod własną bramką – stracili 20 bramek, popełniają błędy indywidualne, dość ciężko idzie im nauka systemu z trójką obrońców. Jawny z Dymkowskim preferują bowiem nastawione na atakowanie ustawienie 3-4-2-1 (możliwe do zinterpretowania również jako 3-4-3). Kluczową rolę w tej strategii odgrywa gruzińsko-hiszpańsko-polski tercet ofensywny bielszczan: Giorgi Merebaszwili (4 gole i 3 asysty w tym sezonie) oraz Joan Roman Goku (3 bramki i 2 ostatnie podania) operujący za plecami wysuniętego lidera klasyfikacji strzelców I ligi Kamila Bilińskiego (9 goli, do których dołożył 3 asysty). Nieco głębiej ustawieni są prawy wahadłowy Ezequiel Bonifacio, defensywny pomocnik Dominik Frelek, drugi środkowy Mathieu Scalet i lewy wahadłowy Kacper Gach (ewentualnie Titas Milasius). Przed piątkowym pojedynkiem ekipa z ul. Rychlińskiego ma problem w postaci absencji za cztery żółte kartki podstawowego obrońcy Daniela Mikołajewskiego. W pierwszej jedenastce zastąpi go Mateusz Wypych, któremu partnerować będą Julio Rodriguez i Maciej Kowalski-Haberek. Wyjściowy skład bielszczan dopina doświadczony bramkarz Martin Polacek. Kadra Podbeskidzia na papierze prezentuje się ciekawie, wyżej wymienieni zawodnicy mają spore możliwości, ale na razie piłkarze ze Śląska Cieszyńskiego wciąż uczą się nowej taktyki, nie unikając błędów – zostawiają choćby dużo miejsca na bokach boiska, więc warto w piątkowy wieczór często atakować skrzydłami. Do dyspozycji Jawnego jest też inny były Arkowiec Michał Janota, ale akurat on póki co ma w Beskidach pod górkę – nie gra regularnie, a w starciu z Sandecją obejrzał czerwoną kartkę po złapaniu dwóch żółtych kartoników na przestrzeni zaledwie 16 minut. Jakiego Podbeskidzia powinniśmy spodziewać się na Stadionie Miejskim w Gdyni? Z pewnością odważnego, śmiałego, często goszczącego pod bramką Daniela Kajzera.
Ryszard Tarasiewicz jest oczywiście nieporównywalnie bardziej doświadczonym szkoleniowcem od Piotra Jawnego, ale jest też element, który łączy obu trenerów – zarówno obecny sternik żółto-niebieskich, jak i były stoper gdynian przez wiele lat byli związani ze Śląskiem Wrocław. W przedmeczowych rozważaniach pozostajemy w regionie Dolnego Śląska, bo musimy dotknąć niedzielnego występu Arki w Legnicy. Na Stadionie Orła Białego piłkarze Tarasiewicza zagrali słabe zawody, rozgrywali futbolówkę w wolnym tempie, byli mało konkretni na połowie Miedzi, trener nie pomógł też słabymi zmianami. Po spotkaniu Arkadiusz Kasperkiewicz stwierdził, że drużyna nie zwiesza głów, bo do końca sezonu zostało jeszcze dużo meczów. To oczywiście prawda, ale jeśli ten zespół ma bić się o awans (prawdopodobnie jednak poprzez baraże), to otrzeźwiający gong potrzebny jest natychmiastowo. W piątek koniecznie trzeba zrehabilitować się za poprzednie spotkanie. Arkowcy mieli mało czasu na regenerację, bo ich potyczki w 15. i 16. kolejce dzieli zaledwie pięć dni. To jest jednak profesjonalna piłka nożna i trzeba sobie radzić w każdych warunkach. Sytuacja kadrowa jest korzystna – w niedzielę pierwszy występ po przerwie spowodowanej urazem zaliczył Adam Deja, również kontuzja Martina Dobrotki z pojedynku z Resovią nie okazała się brzemienna w skutki. Podbeskidzie jeszcze nigdy nie wygrało w Gdyni i mamy nadzieję, że taki stan rzeczy się nie zmieni. Życzymy sobie tylu emocji, co w pamiętnej konfrontacji między Arką a bielszczanami w marcu 2008 r. – w ówczesnej II lidze gdynianie przegrywali już 0:2, ale dzięki trafieniom Marcina Wachowicza w 69. minucie, Bartosza Karwana w drugiej doliczonej oraz Olgierda Moskalewicza z rzutu karnego w piątej doliczonej zanotowali fantastyczny come-back i zwyciężyli 3:2. W obecnej kadrze zespołu jest jeden gracz, który ma w CV epizod na Śląsku Cieszyńskim – Fabian Hiszpański spędził jednak przy Rychlińskiego tylko jedną rundę. Stawka piątkowego starcia jest – tradycyjnie – wysoka. Wygrywając, żółto-niebiescy ponownie wyprzedzą w tabeli swojego rywala i zapewnią sobie powrót do czołowej szóstki, która na ten moment pozostaje głównym celem możliwym do realizacji.
Gdy kibice w Polsce słyszą przydomek ,,Górale”, często odruchowo zaczynają nucić ,,hej hej, góralu, czy ci nie żal, czy ci nie żal, hej hej góralu, wracaj do hal”. Podopieczni Ryszarda Tarasiewicza muszą w piątek sprawić, by Górale poczuli właśnie ten żal. Zwycięstwo w 16. kolejce z pewnością dałoby gdynianom wiele pewności siebie i handicap mentalny przed serią trzech spotkań wyjazdowych z rzędu. Potyczka z Podbeskidziem będzie dla żółto-niebieskich przedostatnim (choć ta kwestia zależy jeszcze od losowania 1/8 finału Pucharu Polski) spotkaniem w Gdyni w 2021 roku. Niech w tym meczu nie zabraknie im szalenie ważnego wsparcia z trybun. O moja Areczko, nie zdradzę cię!