Konfrontacja Arki z Łódzkim Klubem Sportowym była szalenie ważna dla obu zespołów w kontekście dalszej fazy sezonu i walki o awans. Choć na boisku do podniesienia były jak zawsze tylko trzy punkty, to rzeczywista stawka tej rywalizacji sięgała znacznie wyżej. Na jeden z hitów 13. kolejki I ligi Dariusz Marzec zdecydował się wystawić skład z duetem napastników Artur Siemaszko - Maciej Rosołek, tym samym sadzając na ławce rezerwowych współlidera klasyfikacji strzelców zaplecza Ekstraklasy Karola Czubaka. Na wahadłach mecz rozpoczęli Olaf Kobacki i Fabian Hiszpański, a awizowanego pierwotnie w podstawowej jedenastce Adama Deję wskutek jego urazu na rozgrzewce w ostatniej chwili zastąpił Michał Bednarski. Kibu Vicuna zaskoczył pozostawieniem w odwodzie Bartosza Szeligi. Tercet napastników ŁKS-u od pierwszej minuty tworzyć mieli Maciej Wolski, Maciej Radaszkiewicz oraz Pirulo. W kadrze meczowej zabrakło miejsca dla kontuzjowanego Michała Trąbki.

Spotkanie znacznie lepiej rozpoczęli żółto-niebiescy. Już w 3. minucie sam z piłką w polu karnym gospodarzy znalazł się Siemaszko, jednak przy próbie strzału został zablokowany przez Koprowskiego. Dwie minuty później Kobacki dośrodkował z rzutu rożnego wprost na głowę Dobrotki, którego uderzenie w kierunku dalszego słupka minimalnie minęło bramkę Kozioła. Na zakończenie pierwszego kwadransa znów ze świetnej strony pokazał się Kobacki, który ograł Klimczaka na prawym skrzydle, po czym zacentrował idealnie na głowę Siemaszki, ale próba 24-latka powędrowała metr obok prawego słupka. Chwilę potem po raz pierwszy w niedzielne popołudnie do głosu doszli łodzianie. Radaszkiewicz strzelał z boku pola karnego, a futbolówka po końcówkach palców Kajzera trafiła w boczną siatkę. Z kornera dośrodkował Rygaard, do uderzenia głową doszedł Dąbrowski i środkowy obrońca miejscowych niewiele się pomylił. W 21. minucie Bednarski wrzucił z prawej flanki na głowę Siemaszki, jednak były zawodnik Stomilu strzelił zbyt lekko, by podnieść tętno Koziołowi. Cztery minuty później autor hat-tricka w potyczce z GKS-em Bełchatów miał zresztą swoją czwartą klarowną sytuację - tym razem po podaniu Hiszpańskiego wyszedł sam na sam z golkiperem ŁKS-u, po prawej stronie miał jeszcze Kobackiego i gdyby oddał mu futbolówkę, to kolega z drużyny miałby przed sobą pustą bramkę. Siemaszko zdecydował się jednak kończyć akcję indywidualnie i trafił wprost w bramkarza. W odpowiedzi Bąkowicz spróbował szczęścia strzałem z szesnastki i chybił w niedużym stopniu. W 35. minucie Koprowski podał do stojącego w polu karnym Radaszkiewicza, napastnik biało-czerwono-białych miał na plecach Marcjanika i Dobrotkę, więc poszukał sobie wolnej przestrzeni, cofnął się z futbolówką przed szesnastkę, ułożył ją sobie do strzału, a następnie płaskim uderzeniem w prawy róg bramki Kajzera dał ŁKS-owi prowadzenie. Cztery minuty później Pirulo przeprowadzał solową akcję i w polu karnym Arki został kopnięty w piszczel przez Dobrotkę. Sędzia Jarzębak początkowo podyktował rzut wolny dla łodzian, ale po interwencji przebywającego w wozie VAR Bartosza Frankowskiego zmienił decyzję i podyktował jedenastkę dla podopiecznych Vicuni. Do futbolówki ustawionej na wapnie podszedł Dominguez, położył już Kajzera w lewym rogu bramki, ale po strzale w kierunku przeciwległego narożnika piłka trafiła w słupek, dzięki czemu na tablicy wyników wciąż było tylko 1:0 dla gospodarzy. W 44. minucie piątą okazję miał Siemaszko, który po raz kolejny po centrze Kobackiego główkował niecelnie. Na przerwę ŁKS schodził z jednobramkowym prowadzeniem.

Początek drugiej części meczu wyglądał niemrawo z obu stron. W 55. minucie przebudziła się Arka. Adamczyk przechwycił piłkę, uruchomił Hiszpańskiego, ten oddał futbolówkę Rosołkowi, a 20-letni napastnik, znajdując się w doskonałej sytuacji, stojąc sam przez Koziołem na 8. metrze, przeniósł piłkę nad poprzeczką. Kilka minut później sędzia Jarzębak sprawdzał na VAR, czy Arce nie należał się rzut karny za faul Dąbrowskiego na Siemaszce, jednak arbiter wytropił spalonego przy wcześniejszym zagraniu Kobackiego. Na przestrzeni następnego kwadransa dwukrotnie szczęścia sprzed szesnastki próbował Kobacki, ale 20-latek miał problem ze skierowaniem celownika w światło bramki. W 72. minucie groźny strzał z dystansu oddał Ricardinho, jednak futbolówka poszybowała nad bramką Kajzera. Dwie minuty później Rosołek został sfaulowany przed polem karnym łodzian przez Dąbrowskiego. Stoper ŁKS-u obejrzał za to przewinienie drugą żółtą kartkę i w konsekwencji został zmuszony do opuszczenia boiska, a żółto-niebiescy uzyskali przewagę jednego zawodnika na ostatni kwadrans. W 81. minucie Kobacki chciał zaskoczyć Kozioła uderzeniem z ostrego kąta, ale bramkarz miejscowych był na posterunku. Gdynianie ponowili akcję, skrzydłowy wypożyczony z Atalanty rozegrał futbolówkę z Kasperkiewiczem, ten wstrzelił ją w środek pola karnego, tam w idealnej sytuacji znalazł się Stępień, a mocne uderzenie 19-letniego wychowanka Arki zatrzymało się na poprzeczce, natomiast dobitka Marcusa okazała się chybiona. W kolejnych minutach niecelnie główkowali Marcjanik i Czubak. Sędzia Jarzębak doliczył do podstawowego czasu gry 6 minut, a Arkowcy generowali sobie kolejne okazje. W drugiej doliczonej minucie Adamczyk strzelał z ostrego kąta, ale Kozioł sparował piłkę na korner. Defensorzy gospodarzy w ostatniej chwili zatrzymali podanie Kobackiego do zupełnie nieobstawionego Dobrotki. Jeszcze jedna próba głową Czubaka po centrze Adamczyka także nie została zaadresowana w światło bramki. W efekcie to Łódzki Klub Sportowy zwyciężył w niedzielne popołudnie przy al. Unii Lubelskiej.

Maanam śpiewał kiedyś utwór ,,Falowanie i spadanie", który zawierał słowa ,,miraż tworzenia, złuda istnienia, im wyżej skaczesz, tym bliżej dna". Warstwa liryczna tej piosenki mogłaby stanowić doskonałe tło dla poczynań Arki w tym sezonie. Dyspozycję żółto-niebieskich najlepiej oddaje słowo ,,sinusoida". Ile razy wydaje się, że zespół idzie w dobrą stronę, że mechanizmy zaczynają się zazębiać i z meczu na mecz jego forma powinna wzrastać, tyle razy kibice gorzko przejeżdżają się na tym złudzeniu. Świetnie było ładować po pięć goli słabym GKS-owi Bełchatów i GKS-owi Jastrzębie, ale starcia ze znacznie bardziej jakościowymi drużynami, Koroną i ŁKS-em, brutalnie zweryfikowały efektywność gdynian. W obu tych spotkaniach piłkarze Marca wywalczyli zaledwie jeden punkt. Po trzynastu kolejkach mają na koncie już pięć porażek. To nie są statystyki ekipy walczącej o awans. W niedzielne popołudnie wróciły stare demony Arkowców, które związują im nogi w sytuacjach podbramkowych. Brak skuteczności połączony z fatalnymi błędami indywidualnymi w obronie - tak wygląda bolączka żółto-niebieskich w bieżących rozgrywkach. Przeciwko ŁKS-owi sam Artur Siemaszko mógł mieć na koncie hat-tricka, gdyby potrafił zamienić na gole znakomite okazje. Gdynianie tracą kolejne punkty do czołówki i wciąż balansują w środku tabeli. W tym momencie plasują się na 6. lokacie w stawce, ale znajdujący się bezpośrednio za ich plecami ŁKS i Podbeskidzie mają jeszcze możliwość wyprzedzenia podopiecznych Marca w przypadku punktowania w spotkaniach zaległych. Następny mecz Arka rozegra w sobotę o 15:00 na Stadionie Miejskim, a jej przeciwnikiem będzie Resovia Rzeszów.


ŁKS Łódź - Arka Gdynia 1:0

Bramka: Radaszkiewicz 35'

ŁKS: Kozioł - Bąkowicz (86' Ibe-Torti), Dąbrowski, Koprowski, Klimczak - Rygaard (71' Tosik), Rozwandowicz, Dominguez (76' Monsalve) - Wolski (46' Ricardinho), Radaszkiewicz (85' Szeliga), Pirulo.

Arka: Kajzer - Kasperkiewicz, Marcjanik, Dobrotka - Kobacki, Milewski, Bednarski (63' da Silva), Adamczyk, Hiszpański (74' Stępień) - Siemaszko (63' Czubak), Rosołek.

Żółte kartki: Dąbrowski x2, Pirulo, Kozioł, Monsalve - Milewski, Bednarski, Czubak.

Czerwona kartka: Dąbrowski.

Sędzia: Sebastian Jarzębak (Piekary Śląskie).

W 40. minucie Antonio Dominguez nie wykorzystał rzutu karnego (trafił w słupek).