Awansowałeś po 5 latach do ekstraklasy? Masz osiemnastu ludzi do grania? Radź sobie sam. Bezsensowna formuła rozgrywek przyjęta kilka lat temu przez władze spółki Ekstraklasa S.A. najmocniej uderza w beniaminków, którzy muszą przejść ekspresową szkołę przetrwania. Trenerzy Arki Gdynia i Wisły Płock głowią się właśnie, jak sprawić, by drużyna odzyskała na finiszu rundy wigor, którym imponowała w lipcu i sierpniu. Czy to w ogóle możliwe? Kibice pomstują na beznadziejną formę Mateusza Szwocha, nierówną grę Antka Łukasiewicza czy Marcina Warcholaka, ale może to po prostu ten moment, gdy ich wyeksploatowane organizmy odmówiły posłuszeństwa? Arkowcy poruszają się od kilku meczów w trybie "slow-motion", tak jakby skończył się cały zapas energii. Wśród kibiców pojawia się coraz więcej opinii podobnych tej poniższej:


My od wszystkich drużyn jesteśmy wolniejsi, mniej dynamiczni, słabsi fizycznie, niżsi oraz kondycyjnie słabsi. To widać gołym okiem. Gaśniemy z minuty na minutę odwrotnie jak w zeszłym sezonie. Co było wystarczające na I ligę na EK nie starcza.


Gdy Arkowcy szykowali się do ostatniego meczu w 1. lidze i fety z okazji awansu do ekstraklasy, Instagrama czy Twittera wręcz zalała fala zdjęć z Grecji, Dominikany, Hiszpanii czy innych bardziej egzotycznych kierunków. Autorami zdjęć byli piłkarze z ekstraklasy, którzy w pełnym słońcu "resetowali" swoje organizmy po wyczerpującym sezonie. 15 maja zapadły ostatnie rozstrzygnięcia w ekstraklasie i wszyscy poza zawodnikami Cracovii i Zagłębia Lubin dostali ponad miesiąc wolnego. Nasi piłkarze musieli zadowolić się szybkim "wyjazdem za miasto", większość z nich wykorzystała ten czas na powrót w rodzinne strony. Po 10 dniach spotkali się ponownie. Arkowcy odpoczywali około trzy tygodnie krócej niż ich przyszli rywale. Można oczywiście twierdzić, że organizm wyczynowego sportowca musi być zawsze gotowy na wysiłek. W Anglii przecież nie istnieje pojęcie przerwy zimowej, ale być może właśnie dlatego nasi piłkarze tam nie grają.

Październik i listopad to zmora beniaminków ekstraklasy. O ile w lipcu, sierpniu czy wrześniu starcza jeszcze "pary" po krótkich, letnich przygotowaniach, o tyle kolejne miesiące to prawdziwa droga przez mękę. Zwłaszcza w przypadku Arki Gdynia, gdzie nie istnieje pojęcie rotacji. Trener Grzegorz Niciński skorzystał w tym sezonie ligowym zaledwie z osiemnastu zawodników z pola (symboliczny występ Michała Nalepy pomijamy), przy czym połowa z nich ma już rozegrane w samej lidze ponad 900 minut. Warto zauważyć, że w najwyższej formie są zawodnicy, którzy grali w tym roku mało (Sobieraj, Zbozień) a kryzys formy dopadł tych, którzy u "Nitka" graliby nawet z 39-stopniową gorączką (Marcus, Szwoch, Łukasiewicz, Warcholak). Niestety trener nie zdecydował się po raz pierwszy na ryzyko i nie wykorzystał odpowiedniego momentu by wprowadzić do drużyny nowych zawodników lub przywrócić starych. W formie jest Paweł Wojowski, kilka niezłych meczów zaliczył w rezerwach Mateusz Węsierski. Wydaje się, że Arce przydałaby się świeża krew. Zespół fizycznie jest u kresu swoich możliwości, ponadto stał się wyjątkowo łatwy do rozszyfrowania dla rywali.

Młody sztab trenerski Arki powinien wyciągnąć wnioski, ale na obronę trenerów Nicińskiego i Witta można przypomnieć losy ubiegłorocznych beniaminków. Otóż Nieciecza i Zagłębie od początku października do połowy listopada 2015 roku wygrały łącznie 1 z 10 meczów! Nikt w omawianym okresie nie strzelił też od nich mniej goli. Przypadek? Nie sądzę... To po prostu nie jest liga dla beniaminków. Formuła ESA37 nie daje im czasu na optymalne przygotowanie formy. Runda jesienna zaczyna się już w połowie lipca, a kończy aż pięć miesięcy później. Jedynym wyjściem jest kadra złożona z 25 równorzędnych zawodników, ale jak wiemy taką w Polsce nie dysponuje nikt i nawet mistrz kraju - Legia Warszawa, gdy wystawia do gry drugi zespół musi liczyć się z porażką 1:3 przed własną publicznością.

Równość szans to ostatnie, co ESA37 oferuje uczestnikom. Beniaminkowie muszą jesienią grać o przetrwanie, dotrwać do grudnia, solidnie odpocząć i zacząć pracę od podstaw. Arka ma przed sobą kilka bardzo trudnych meczów w lidze. Nie liczymy na fajerwerki. Wydaje się, że utrzymanie miejsca w czołowej ósemce przed przerwą zimową jest poza zasięgiem Arkowców, ale warto zachować odpowiednią przewagę nad strefą spadkową. Najważniejszy mecz jesienią to pucharowy rewanż z Bytovią Bytów. Na to spotkanie trenerzy muszą rzucić wszystko, co najlepsze. Punkty w lidze będzie można odrobić w lutym i marcu. Brak awansu do półfinału będzie plamą trudną do zmazania.

mazzano