Arka Gdynia - Polonia Warszawa 0:0
Arka: Bledzewski - Kowalski, Płotka, Siebert, Bednarek - Budziński (64' Sokołowski), Mrowiec, Ława (kpt.), Lubenov - Trytko (79' Wachowicz), Labukas (20' Sakalijew)
Polonia: Przyrowski - Mynar (kpt.), Jodłowiec, Dziewicki. Telichowski - Mierzejewski, Trałka, Sarvas (81' Zasada) Sokołowski, Nikolić (83' Ivanowski), Kulcsar (61' Mąka)
Żółte kartki: Mrowiec, Sokołowski (Arka) - Nikolić, Telichowski (Polonia)
Sędzia: Adam Lyczmański (Bydgoszcz)
Widzów: 6.500
Kolejny raz kibice Arki przeżyli rozczarowanie i opuszczali trybuny z uczuciem ogromnego niedosytu. Polonia mimo, że zagrała bardzo słaby mecz wywiozła z Gdyni cenny punkt, choć przełamała tylko passę meczów bez zwycięstwa, bo nadal napastnikom Czarnych Koszul nie udaje się pokonać bramkarza rywali. I właśnie Andrzejowi Bledzewskiemu wypada poświęcić na wstępie kilka ciepłych słów, bo z krytykowanego i niepewnego punktu drużyny stał się człowiekiem, który w każdym meczu ratuje Arke od utraty co najmniej dwóch goli.
Od początku meczu panowała niezwykle senna atmosfera, a piłkarze uznali, że kibiców wystarczająco rozgrzewa letnie słońce, by i oni musieli to czynić. Arka w pierwszej części gry przeprowadziła ledwie kilka akcji, które można by podpiąć pod rubryczkę "udane". Najgroźniej było, gdy Marcin Budziński uruchamiał po prawej stronie będącego w świetnego formie Łukasza Kowalskiego, lecz w polu karnym brakowało ruchu i z reguły niezłe centry "Kowala" padały łupem obrońców i bramkarza. W środku pola grę starał się jak zwykle kreować rozgrywający 150 mecz w Arce Bartosz Ława, lecz grający statycznie Lubenow i napastnicy nie dawali mu wielu możliwości. Sennie było także na trybunach i kibice z uczuciem ulgi usłyszeli gwizdek zapraszający piłkarzy na pogawędkę z trenerami.
Zapewne głośniej było w szatni Arki, a trener Pasieka po raz kolejny stanął przed trudnym zadaniem zachęcienia swoich piłkarzy do większego wysiłku. Polonia Warszawa mimo dużych aspiracji i silniejszego od Arki składu nie próbowała nawet, co zaskakujące, zagrozić bramce Arki i za każdym razem, gdy Czarne Koszule przeprowadzały swoje akcje można było odnieść wrażenie, że 0:0 to fajny wynik i jak nie uda się wygrać to nie szkodzi. Na pewno nie takiego podejścia wymaga od piłkarzy Józef Wojciechowski i musiał się mocno tego dnia złościć oglądając niemrawą grę Polonii. Tym większy żal, że arkowcy do 90 minuty nie próbowali zrobić dosłownie nic by ten mecz wygrać. Brakowało jakiegoś elementu szaleństwa, przyspieszenia, rzucenia wszystkich sił do przodu, jednak niewiele brakowało by Arka zdobyła pierwszego gola w tym sezonie grając w roli gospodarza. Doskonały strzał Wachowicza głową obronił cudownie Przyrowski, a wcześniej doskonale urwał się Lubenow, wziął na zamach obrońcę i mając przed sobą tylko Przyrowskiego postanowił z niezrozumiałych powodów wejść z piłką do bramki, bo chyba taki miał cel kiwając kolejnych obrońców i Przyrowskiego. A raczej próbując kiwać, co oczywiście się nie udało, a załamany "Lubo" leżał jeszcze kilka minut po meczu na suchej tego dnia murawie, bo ani Arka ani Polonia nie zostawiła dziś na niej ani krwi ani nawet potu.
mazzano