N. Marcus do Polski zawitałeś blisko 14 lat temu. Jak to się stało, że to właśnie Polska stała się Twoim „europejskim” domem?
M. Agencja niemiecka – zresztą Niemcy były taką moją bazą – szukała mi klubu w Europie. Byłem między innymi na Litwie, ale wróciłem stamtąd do Niemiec. I summa summarum znalazłem się w Polsce
N. Twoim pierwszym klubem w Polsce był Piast Choszczno. Zresztą droga z Choszczna do Gdyni usłana różami nie była.
M. Nie, zdecydowanie nie. Nie tak to sobie wyobrażałem. Przynajmniej na początku mojej drogi, hahah. Jednym z reprezentantów niemieckiej agencji był Polak, z którym nagle urwał się kontakt. A ja bez znajomości języka, bez wiedzy jak załatwiać potrzebne pozwolenia, bez pieniędzy, grałem na 3 i 4-ligowych boiskach. Nie było łatwo.
N. A wiesz, że jeden z byłych zawodników Arki był wychowankiem Piasta Choszczno?
M. Oczywiście – Marcin Wachowicz.
N. Wyrównałeś rekord strzelecki Stanisława Gadeckiego, czułeś presję, gdy zbliżałeś się do rekordowego wyniku?
M. Nie czułem presji, ale przychodząc do Arki, miałem swoje marzenia, swoje plany związane z żółto – niebieskimi. W każdym sezonie udało się dołożyć cegiełkę, zrobić coś dobrego dla Arki i te marzenia się pojawiły. Także to, aby stać się najlepszym strzelcem w historii klubu. Ale chowałem to w sobie. Pamiętam, że kiedyś pytano się mnie w wywiadzie o marzenia. Mówiłem, że je mam, ale nie ujawnię haha. No wtedy miałem na koncie połowę obecnej liczby bramek.
N. Jak się czujesz jako legenda Arki?
M. Hah, nie planowałem tego akurat. Jest mi niezmiernie miło, że tak się mnie postrzega. Ale warto pamiętać, że status, który osiągnąłem, zawdzięczam kolegom z drużyny, z którymi grałem w Arce na przestrzeni lat,a także trenerom i tym kibicom, którzy wiernie trwali przy mnie przez ten cały czas.
N. Dziś legenda, jeszcze niedawno siódmy, czy ósmy zawodnik do grania, wtedy raczej miło nie było.
M. Cóż, no nie... Zaraz po przyjściu trenera Smółki złapałem kontuzję. Po powrocie na boisko zagrałem w meczu PP, strzeliłem gola, asystowałem, wyszedł mi dobry mecz, także liczyłem na więcej. Podczas przerwy zimowej trener odsunął do rezerw Roberta Sulewskiego i Karola Danielaka. O mnie nie było mowy. Dwa dni przed wylotem na obóz do Turcji trener mnie zawołał i powiedział, że lepiej dla mnie, abym nie leciał z drużyną, bo i tak nie będę grał. Wtedy właśnie usłyszałem, że jestem siódmy do grania. A trener widzi dla mnie rolę w postaci symbolu klubu, coś jak Uli. Po meczu z Koroną miało się odbyć moje pożegnanie...Ale ja nie zamierzałem jeszcze kończyć kariery. Nie ukrywam, że byłem bardzo rozżalony i zdenerwowany, pojawiły się łzy...Trenowałem więc z rezerwami, choć formalnie ciągle byłem zawodnikiem pierwszej drużyny. Po powrocie Arki ze zgrupowania stawiłem się na treningu, ale trener nie chciał, abym brał udział w zajęciach.
N. Myślałeś może, żeby po zakończeniu kariery zostać skautem? Pytam o to dlatego, że wywodzisz się z państwa stricie piłkarskiego. To u Was odbywa się Copa Sao Paulo de Futebol Junior, czyli „okno wystawowe” dla młodych brazylijskich zawodników. Turniej piłkarski na który zjeżdża się masa skautów, nie tylko z Ameryki Południowej, ale i z Europy.
M. A tak – myślałem, zdecydowanie. Zresztą szczerze mówiąc – jeśli chodzi o stanowisko z piłką nożną po zakończeniu kariery to skaut byłby mi najbliższy, nie widzę się jako trener na przykład.
N. Masz swoją szkółkę juniorską w piłce kobiecej, pochwal się.
M. A pochwalę się, ale to już nie jest juniorska. Razem z teściem zajmujemy się piłką kobiecą seniorską. Udało się nam ściągnąć trenera, który jest bardzo doświadczonym szkoleniowcem – kiedyś prowadził drużynę Checzy Gdynia. Aktualnie krok po kroku chcemy się wspinać po szczeblach ligowych. No i jesteśmy na 1 miejscu w 3 lidze z przewagą bodajże 4 punktów nad wiceliderem.
N. Czasem po strzelonym golu zdarza Ci się myśleć – tak, Tato, zobacz, jeszcze gram i to jak...
M. Tak, często zdarza mi się myśleć o tym wszystkim. I wierzę, że Tata jest ze mnie dumny, gdy patrzy z góry.
N. Marcus. Gdynia jak polskie Rio? - choć mniejsza ;-
M. Hah, no czasem tęsknię za Brazylią, ale to bardziej w takiej formie, aby polecieć, odwiedzić rodzinę. Nigdy nie wiesz, co cię spotka w życiu. Ja pojawiłem się w Europie z myślą, aby pograć, trochę zarobić i wrócić do Brazylii. Ułożyło się tak, że Polska, Gdynia, którą uwielbiam, stały się moim domem. Tu mam wszystko, co najważniejsze.
N. Trener Bartoszek, czy trener Ojrzyński?
M. Nie tylko oni. Nie można zapominać także o trenerze Nicińskim, z którym mam świetny kontakt, zresztą wczoraj się widzieliśmy. Trener Ojrzyński – zawsze dobry kontakt, oczywiście, no wiadomo – taki los trenera, jak i piłkarza – na walizkach. Ale zawsze, gdy będzie w Gdyni z chęcią spotkam się na kawę, porozmawiam. A trener Bartoszek to dla mnie osobny rozdział. Pomógł mi na starcie w mojej karierze w Polsce. W Ciechocinku mieszkałem w sanatorium, w którym dyrektorem był jego SP. Tata. Dzwonimy do siebie często, życzenia na urodziny itd. itp.
N. Półfinał z Piastem, decydujący karny, co wtedy myślałeś? Czy to jednak automatyzm?
M. Ja pamiętam tylko jedno – gdy skończyła się dogrywka i trener ustalał, kto będzie strzelał, powiedziałem: „jestem w tym, ale chcę strzelać jako piąty
N. Jesteś idolem nie tylko dla kibiców, ale i wzorem dla młodych zawodników Arki. Jak postrzegasz młodych zawodników Arki, jaką przyszłość im wróżysz? Patryk Soboczyński, Dawid Markiewicz, Kacper Skóra i inni.
M. Nie lubię wróżyć, na przyszłość piłkarza ma wpływ wiele czynników. Nie tylko talent, ale i głowa. To jak się zachowuje na murawie, ale i poza nią. Dawid Markiewicz super chłopak, ma potencjał na „10-tkę”, pojawiły się urazy. Zresztą ja myślę, że na wiele urazów młodych zawodników ma wpływ sztuczna nawierzchnia. Brakuje nam boisk z naturalną murawą. A niestety sztuczna ma negatywny wpływ na stawy i może być czynnikiem powodującym kontuzje.Patryk Soboczyński, Kacper Skóra już pokazali się z dobrej strony w pierwszej drużynie. Patryk miał nawet okazję do strzelenia gola przeciw Wiśle. Warto pamiętać też o Mateuszu Młyńskim. I warto trzymać za niego kciuki.
N. Symboliczne jest zdjęcie Patryka Soboczyńskiego, popularnego Goblinka. A w zasadzie dwa zdjęcia. Na jednym wyprowadza Ciebie na murawę,a na drugim kilka lato później siedzi z Tobą na ławce rezerwowych, już jako zawodnik pierwszej drużyny.
M. Tak, to fajna sprawa, że oprócz kibiców, jak skończę karierę, będą może też pamiętać młodsi koledzy, piłkarze. A pamięć jest bardzo ważna.
N. A teraz trochę anegdot i zagadek z cyklu kto to powiedział;-) „Marcus- dla kumpli Mareczek, człowiek orkiestra i legenda przede wszystkim. Fantastycznie technicznie uzdolniony zawodnik. Nigdy nie lubił biegać, ale jak już ma piłkę to robi show do dziś. Założy siatę nawet jak gość ma złączone nogi;-). Parokrotnie zagraliśmy razem na prawej stronie, mieliśmy wtedy jedną zasadę. Ja do połowy boiska, od połowy do bramki rywala Marcus ;-). Ja miałem swoje robić z tyłu, potem oddawałem mu piłkę i robił resztę ;-). Siedzieliśmy obok siebie w szatni i często koledzy śmiali się z nas, że nie mamy łydek. Zamiast mięśnia mieliśmy miejsce na łydki ;-)”
M. Hmm... Na prawej stronie ze mną... Glauber nie, bo by tyle nie pisał. Zboziu nie siedział obok mnie w szatni, a więc Przemek Stolc. No tak, łydki ( Marcus pokazuje w tym momencie łydkę – red.), no faktycznie pusto, ale piłka to nie kulturystka. I pozdrawiam Przemka serdecznie.
N. „ Pamiętam mój pierwszy trening w Arce, to było za Nitka, wypadły gierki 1 na 1. Ja wtedy na pewniaka – chłopaki niedawno „rzeźbili” w pierwszej lidze, więc luz. Los chciał, że trafiłem na Marcusa, na 5 prób ani razu nie byłem blisko odbioru, zawsze szedłem w złą stronę, a i zdarzyło mi się wyje...ć po prostu;-) Spytaj też Marcusa, kto go uratował za trenera Rogica, gdy zaspał na zbiórkę na wyjazd na obóz”
M. No to Adaś Marciniak na pewno. Prawda – zaspałem, dzwonili do mnie, ale mam z reguły wyłączony telefon, obudziła mnie domofonem Karolina – narzeczona Michała Nalepy. A co do treningu – no miał Adaś pecha, byłem wtedy w super formie, była też szybkość, która z wiekiem ucieka. Ale to nieważne – Adaś to cudowny człowiek.
N. Jesteś fanem Senny, legendy Formuły 1, pytam bo...
M. … mam go na zdjęciu profilowym na fb?
N. To też, ale słyszałem, że lubisz szybką jazdę i głośną muzykę, Podobno, jak jedziesz to słychać Cię trzy przecznice dalej.
M. Hahah, no lubię, ale bez przesady oczywiście. Mam stare auto, ale sportowe, stare, ale jare. A Senna to idol całej Brazylii. Nawet ci, którzy go nie pamiętają, wiedzą kim był. Pamiętam szok, gdy usłyszałem, że nie żyje.
N. No to ostatnia anegdota, opowieść. „Marcus to jak ja mówię „my brother from another mother”.Najlepszy albo jeden z najlepszy kumpli jakich poznałem dzięki Arce i myślę, że i on poznał dzięki Arce jednych z najlepszych kumpli w swoim życiu. Piłkarz z najlepsza techniką i dryblingiem przez ostatnie minimum 10/15 lat. Dobry kumpel do tańca i do różańca jak to mówią, zawsze pozytywnie nastawiony, dbający o atmosferę i dobry humor. Jak to Brazylijczyk lubił się bawić po wygranych meczach oczywiście”, ale zawsze na następny dzień na treningu był najlepszy i robił co chciał z piłką. Jest po prostu bardzo dobrym piłkarzem, Jak skończy karierę to spokojnie może grać w turniejach czy jakichś innych zawodach w siatkonogę na plaży. Gra w nią naprawdę dobrze, nie raz miałem okazje grać z nim w parze... jak coś chętnie zostanę jego partnerem do gry. Możemy zrobić taki mały duet Kubot/Melo z tenisowego debla. Ma też talent często do naśladowania różnych zwierząt, jeszcze za czasów Nitka z Abocikiem byli w tym najlepsi”
M. To Michał Nalepa, mój mały brat! Hahahah, no tak, każdy ma coś zakodowane ja chyba mam szybką regenerację, choć z wiekiem tego ubywa – wiadomo. Siatkonoga – tak – bardzo lubiłem tak się bawić. Często w parze z Michałem.Lubiłem w wakacje chodzić na plażę i pograć sobie w siatkonogę. A to naśladowanie zwierząt – ja już z tym skończyłem hahah. Ale Paweł Abbott robił to świetnie, szczególnie goryla. No mieliśmy taką zgraną ekipę z tylnych miejsc w autokarze i czasem trener Niciński pytał się, kto tam tak krzyczy.
N. Rozmawiamy przed finałem Pucharu Polski. Pojawia się gdzieś z tyłu w głowie taka myśl – ostatnia minuta i strzelam zwycięskiego gola...?
M. Oczywiście, że tak. Można mówić, co się chce, ale myśli się nie szuka, serca się nie oszuka. Tak, myślę o tym.
N. A nie irytuje Cię głosy w stylu – ee tam, co to za finał.
M. Nikt nikomu nie bronił walczyć o finał i tam awansować. Nie irytuję się, bo się przyzwyczaiłem. Skreślano nas przed meczem z Lechem, potem przed spotkaniem z duńskim rywalem, a potem gratulacje za postawę otrzymywałem nawet z Gdańska.
N. Marcus, życzę Tobie, jak i wszystkim naszym piłkarzom oraz kibicom pięknej niedzieli 2 maja.
M. Dziękuję, trzeba wierzyć, walczyć w życiu. Trzeba znać swoją wartość.
Rozmawiał: Niko