Europa, futbol, piękne stadiony i samochody. Jeśli jakiś 15-latek z Rio de Janeiro i okolic ma takie wyobrażenie o wyjeździe zarobkowym do Europy, powinien zapoznać się z historią Marcusa da Silvy. Najlepszy obcokrajowiec w historii Arki Gdynia przeszedł długą, wyboistą i niezwykle krętą drogę by znaleźć się na szczycie klubowych tabel rekordów. Towarzyszyła mu samotność, mróz i niepewność, co przyniesie jutro. Przed Wami Marcus jakiego nie znacie. Dosłownie dzień przed wylotem na urlop do Brazylii znalazł czas, by opowiedzieć kibicom Arki swoją historię. A jest o czym opowiadać, bo w Polsce jest już blisko 8 lat. Zaczynamy.


Listopad 2007 roku, pierwsze mrozy. To chyba nie jest najlepszy moment na zamianę gorącego Rio de Janeiro na środkowo-wschodnią Europę.

Od małego listopad kojarzył mi się z tym, że jest bardzo gorąco. Tymczasem pewnego dnia wsiadłem do samolotu i przeniosłem się do świata, gdzie ludzie wyciągają wtedy szaliki i czapki. Szok to mało powiedziane. Miałem 23 lata, a musiałem się uczyć nakładać rękawiczki i spodnie dresowe na mecz. Tak to się zaczęło... A potem? Litwa, Łotwa, Chorwacja... Można powiedzieć, że zanim zostałem piłkarzem byłem turystą. Zapisałem się do niemieckiej agencji, która miała mi znaleźć klub w Europie. Zaczęło się od wycieczki do Suduvy Mariampol, niedaleko polskiej granicy. 3-4 dni, jeden sparing i usłyszałem "dziękujemy". Dalej Łotwa, to samo. Ze mną był jeszcze jeden Brazylijczyk, środkowy obrońca, któremu też dziękowali. Nie byliśmy w stanie się zaaklimatyzować i nie pokazaliśmy się na tych testach z dobrej strony. Graliśmy jak sparaliżowani zimnem. Lepiej było w Chorwacji, gdzie chciał nas klub, który awansował wtedy z 3 do 2 ligi. Mieliśmy podpisać kontrakt następnego dnia, ale wtedy pojawił się menedżer i zabrał nas z powrotem do Niemiec.

To niezłe koło zatoczyliście.

To jeszcze nic. W Niemczech spędziłem sam Święta Bożego Narodzenia i Sylwestra. Siedziałem w hotelu i patrzyłem jak ludzie składają sobie życzenia. Menedżer obiecał, że po Nowym Roku drużyny wracają do treningów i na pewno szybko coś mi znajdzie. Pojawiła się opcja Floty Świnoujście, która była na obozie w Hannoverze. Trenerem Floty był... Petr Nemec. Udało mi się zagrać w sparingu, byłem z siebie zadowolony, ale trener Nemec powiedział, że jego drużyna jest liderem III ligi, ma prawie pewny awans i nie potrzebują mnie.

Kolejny cios. Trafiłeś jednak do Piasta Choszczno. Jak to się stało?

Mecz Floty, w którym grałem, oglądali jej działacze Andrzej Kaliszan i Michał Leonowicz. Pan Kaliszan powiedział, że ma kontakty w województwie i znajdzie mi klub w niższej lidze. Nie zwlekałem, wsiadłem do autokaru z Flotą i pojechałem. Ostatecznie trafiłem do Choszczna, czyli miasta z którego pochodzi Marcin Wachowicz, z którym potem graliśmy razem w Orkanie Rumia.

Pomyślałeś chociaż przez chwilę, że ten kraj stanie się Twoją drugą ojczyzną? Właśnie, jak wygląda sprawa z Twoim paszportem?

Niestety, tydzień temu przyszła odmowna decyzja. Wniosek wysyłałem przed ślubem, może dlatego? Teraz nie było za bardzo czasu, ale jak wrócę to na pewno spróbuję jeszcze raz postarać się o polski paszport. Wiem, że zmieniły się ostatnio przepisy. A wracając do tematu... Codziennie myślałem raczej: "co ja tu robię?". Mój plan był przecież taki, żeby szybko znaleźć klub, zarobić dobre pieniądze i wracać do Brazylii.

Dziś chyba ten plan uległ sporej weryfikacji?

Na pewno... Ślub, nowe mieszkanie, do którego niedługo będziemy się wprowadzać. Mogę powiedzieć już otwarcie, że chcę zostać w Polsce na stałe. Nie wiem w jakiej roli, ale czuję się tu znakomicie. Zresztą, w Brazylii nikt mnie nie zna, trudno byłoby mi tam znaleźć pracę w jakimś klubie.

Wiosną były plotki o zainteresowaniu Jagiellonii. Na ile rozważałeś zmianę klubu?

Mi w Arce jest naprawdę bardzo dobrze, świetnie czuję się w Gdyni, a poza tym ile można tych klubów zmieniać? Mam zmieniać klub dla tych 2-3 tysięcy, wyprowadzać się, żeby potem za rok szukać czegoś nowego? Więcej warte jest dla mnie to, że gram w Arce, kibice mnie szanują, w klubie mnie szanują i mogę dla niego się odpłacać za zaufanie.

To dojrzałe co mówisz i myślę, że nikt nie miałby nic przeciwko, żebyś grał tu do końca kariery. Przeszedłeś w tej swojej przygodzie z Polską wiele i może przez to potrafisz bardziej docenić to, co masz teraz?

Na pewno. Nic nie przyszło mi tu łatwo... W Choszcznie jeszcze było jako tako, bo przynajmniej dostawałem w miarę regularnie pieniądze, ale Żagań to już była masakra i wielka pomyłka. Do tego klubu przyszedł sponsor, który wcześniej był we Flocie i namówił mnie na przenosiny. Czarni Żagań awansowali do nowej II ligi i wydawał się to dobry krok. Skończyło się tak, że nie potrafili mi załatwić pozwolenia na pracę i przez całą rundę tylko trenowałem. W Choszcznie przynajmniej miałem wyżywienie, dobre warunki w hotelu, a w Żaganiu musiałem płacić za wszystko sam i czekałem tylko do zimy, żeby zmienić klub. Nie miałem czasami pieniędzy na ubrania, jedzenie, podstawowe rzeczy.

Miałeś czarne myśli, żeby rzucić to i wracać?

Pewnie, że miałem, ale za co miałbym wrócić? (śmiech) Siedziałem sam w czterech ścianach, co gorsza popsuł mi się laptop, nie mogłem skontaktować się z rodziną i zacząłem mieć depresję. No były chwile, że płakałem i żałowałem tego wyjazdu, ale na szczęście zimą karta się odwróciła. Zadzwonił do mnie Mariusz Kryszak (dziś w Bytovii - red.), który przechodził właśnie z Czarnych do Zdroju Ciechocinek i pyta "gdzie jesteś, co robisz?". Ja mówię, że jestem w Koszalinie i może tutaj uda mi się podpisać kontrakt z Bałtykiem. Miałem tam grać za niecały tysiąc złotych. Mariusz przyjechał po mnie samochodem do Koszalina i zabrał do Ciechocinka.


Testy, testy, testy...

Po bardzo dobrej rundzie w Ciechocinku Marcus trafił do notesów wielu skautów. Miał propozycję z Wisły Płock, ale Zdrój zażądał za transfer zbyt wiele pieniędzy. Dostał też zaproszenie na testy w Śląsku Wrocław i Jagiellonii Białystok, którą prowadził po raz pierwszy Michał Probierz. To właśnie z testów w Białymstoku wyjechał prosto do Bydgoszczy, skąd zadzwonił do niego dyrektor Piotr Burlikowski. W Zawiszy od razu podpisał kontrakt. Wydawało się, że wreszcie zaczął wspinać się po krzywej wznoszącej...


Zawisza poinformował oficjalnie o Twoim transferze.

Bo podpisałem tam kontrakt. Pojechałem nawet szczęśliwy na Sylwestra do kolegi do Gorzowa. Wróciłem, chwilę potrenowałem i skręciłem kostkę. Nic wielkiego, czekały mnie 2 tygodnie przerwy. Tymczasem wezwał mnie dyrektor Burlikowski i powiedział, że chcą ze mną rozwiązać umowę, bo trener Mariusz Kuras nie widzi mnie już w składzie. Dla mnie to był kolejny cios. Wszystko zaczęło się układać, a tutaj takie coś... "OK, nie chcecie mnie to nie mam wyjścia, ale chociaż znajdźcie mi inny klub". Pan Burlikowski miał jeszcze kontakty w Trójmieście i polecił mnie do Orkana Rumia.

Kolejna zmiana klubu zimą...

I to jeszcze ze spuchniętą kostką. Lekarz mi obwinął nogę i jakoś biegałem. Pierwsze treningi były w "klatce" na GOSiRze, na starej, bardzo twardej nawierzchni. Nie miałem już siły niczego szukać, więc podpisałem z Orkanem 2,5-letni kontrakt. Pierwsze dni spędziłem w... domu trenera Grzegorza Nicińskiego. Pamiętam jak dziś. To były Walentynki i trener do mnie zadzwonił, żartując żebym przyjeżdżał, bo mają dla mnie z żoną prezent (śmiech). Zjedliśmy kolację, spałem u trenera chyba dwie noce.

Pół roku gry w Orkanie wystarczyło, żebyś doczekał się wymarzonej ekstraklasy.

GKS Bełchatów przejął mój trener z Ciechocinka - Maciej Bartoszek. Zaufał mi. Wydaje mi się, że zagrałem niezły sezon, ale miałem jeszcze rok kontraktu w Rumi i GKS nie zdecydował się mnie wykupić. Pojawiła się oferta testów w Arce. Pojechałem z dużymi nadziejami, niestety Petr Nemec po raz drugi nie zdecydował się mnie (śmiech).

Maciej Bartoszek o Marcusie (2012 rok): W jego karierze brakowało stabilizacji. Marcus dobre spotkania przeplatał słabymi i stracił miejsce w składzie. Być może przypomni sobie, że naprawdę potrafi grać w piłkę. Będę powtarzał, że ten chłopak ma spore umiejętności.

Trafiłeś do Arki dopiero za trzecim podejściem. Nie żal tych straconych lat?

Pewnie, że żal. Zabrakło mi w pewnym momencie menedżera, kogoś, kto się mną zaopiekuje i odpowiednio pokieruje. Czasami zastanawiam się, ile miałbym meczów i goli w Arce jakbym trafił tu na przykład dwa lata wcześniej. A może nie sprawdziłbym się i musiał odejść po sezonie? Jestem mega szczęśliwy z tego co w Arce osiągnąłem, ale cały czas patrzę do przodu i chcę dawać drużynie jak najwięcej. Zostaję po treningach, ćwiczę karne i wolne. Nie patrzę, że mam ponad 100 meczów i mogę już odpuścić.

Wiele osób podkreślało w tej rundzie ogromny postęp jaki wykonałeś w defensywie. W Chojnicach wręcz zastąpiłeś "Sobiego" i Pawła Abbotta w czyszczeniu rzutów rożnych.

Mega się cieszę, że tak mi wychodziło, bo ciężko pracowałem nad obroną, ale pamiętam, że moje zadania to głównie atak. Mam w tej rundzie 5 goli, 4 asysty, myślę, że to niezły wynik i jak uda mi się to powtórzyć, a najlepiej poprawić wiosną to będę zadowolony.

Chcę jeszcze powiedzieć, że naszą siłą jest drużyna. W jednym meczu strzeli Marcus, w innym Abbott, Nalepa albo Siemaszko i rywale mają problem z rozczytaniem nas. Nie mamy jednego zawodnika co ma 12 goli, ale full opcji na rozwiązanie ataku. Mamy szkielet zespołu i to dobrze wróży przed wiosną.

Kiedy byłeś ostatnio w Brazylii?

Dwa lata temu na święta. Wcześniej byłem jeszcze raz jak grałem w Bełchatowie.

Tęsknisz szczególnie za czymś?

Za stekami. Uwierzcie mi, ale wołowina w Brazylii jest wyjątkowa. Czasami jak mnie najdzie ochota, jedziemy po jakieś dobre mięso i próbujemy sami robić (śmiech). Mam rozpiskę treningów na urlop, ale na pewno nie odpuszczę kilku steków.

Trzecia wizyta przez 8 lat. To chyba czas, przez który można odzwyczaić się od ojczyzny?

Nie lubię podróżować, latać samolotem. Zawód piłkarza to ciągłe podróże. Co drugi tydzień jedziemy na południe Polski, siedzimy po 8 godzin w autokarze, do domu przyjeżdżamy czasami o 5 rano. To sprawia, że jak mam czas wolny wolę posiedzieć w domu z żoną, obejrzeć mecz albo film. Żyjemy jak polskie małżeństwo, nie mam w telewizji w ogóle kanałów brazylijskich, czasami coś poczytam tylko w internecie, na takich większych stronach brazylijskich, jak u nas WP czy Onet. Nawet nie wiem jakie seriale są teraz modne w Brazylii (śmiech).

Rozmawiacie w domu tylko po polsku?

Tak, chociaż Ewelina dogaduje się po portugalsku. Boi się tylko przy mnie mówić, bo myśli, że od razu się z niej śmieję. Jak byliśmy pierwszy raz razem w Brazylii to świetnie się dogadywała z moimi ciotkami albo w sklepie. Teraz jak mieszkał u nas mój kuzyn też z nim rozmawiała, tylko ze mną się wstydzi (śmiech).

Pytałem, bo zrobiłeś duży postęp w mówieniu  po polsku... Urodziłeś się w Belford Roxo na przedmieściach Rio de Janeiro. W Polsce często mamy dość stereotypowe wyobrażenie Rio. Jakbyś je opisał?

Przede wszystkim jest ogromne. Rio jest kilka razy większe od Warszawy i czasami pół dnia zajmuje przejechanie z jednej strony na drugą. Są różne dzielnice. Ja zawsze byłem otwarty i lubiłem poznawać ludzi, więc mam znajomych z tych bogatszych i biedniejszych części Rio. Niektórzy ciągle śledzą moją grę, nawet oglądali w piątek mecz Arki z Wisłą. Teraz są tylko 3 godziny różnicy między nami a Rio, ale jest okres w roku, gdy jest 5 godzin różnicy i wtedy trochę ciężko z komunikacją.

Prezenty na święta kupione?

Fanshop Arki trochę zarobił na mnie (śmiech). Mój chrześniak trenuje w młodzikach Vasco i dostanie koszulkę. Zobacz, mam jego zdjęcia z meczów, nieźle się zapowiada (Marcus pokazuje zdjęcia). Na pewno się ucieszy, ale każdy z rodziny dostanie od nas jakiś prezent.

Jak widzisz przyszłość drużyny narodowej Brazylii?

Moim zdaniem przed Brazylią lepsze lata. Jest pokolenie naprawdę dobrych piłkarzy - Thiago Silva, Willian, Fernandinho, Oscar, Ramires, Douglas Costa, Hulk, oczywiście Neymar. Młodzi jak Phillipe Coutinho. Świetni zawodnicy, prawda? Cały czas brakuje klasowej "dziewiątki", chyba niepotrzebnie Brazylia próbuje grać takim ustawieniem z jednym napastnikiem, jakie popularne jest w Europie. My zawsze graliśmy dwójką albo trójką z przodu.

Romario-Bebeto...

Miałem 10 lat jak były mistrzostwa świata w USA i oglądałem wszystkie mecze. Nie pamiętam całego składu Brazylii z 2002 albo 2010 roku, a tamten wymienię z pamięci o każdej porze.

Jedziesz...

W bramce, wiadomo - Taffarel. Prawa obrona Jorginho, w środku Aldair z Marcio Santosem albo Ricardo Rochą, lewa obrona -najpierw grał Leonardo, a po tym jak dostał czerwoną kartkę z USA wszedł Branco. Pomoc - Zinho, Dunga, Mazinho i Rai, no i w ataku - wiadomo.

W czym tkwi w takim razie problem brazylijskiej piłki, że takiego zespołu już nie ma?

W Brazylii wielkim problemem jest cały czas korupcja. Nawet w niższych ligach czy reprezentacjach młodzieżowych. Za moich czasów, żeby do kadry U-17 się dostać trzeba było strzelić 30 czy 40 goli w lidze młodzieżowej, a dziś grają ci, którzy mają kontrakty z odpowiednimi agencjami albo sponsorami. Od tego się zaczyna problem i potem on robi się coraz większy. Właścicielami piłkarzy są wielkie agencje, którzy decydują o tym, gdzie idą grać piłkarze. Nie kierują się czasami ich dobrem, ale tym, kto zapłaci większą prowizję.

Młodzi chłopcy marzą o wyjeździe do Europy czy grze w takim klubie jak Vasco?

To zależy. Jeśli grasz w juniorach Vasco da Gama czy Flamengo to masz cel, żeby załapać się do pierwszej drużyny. Dopiero gdy to się nie udaje, to zaczynasz zastanawiać się, co ze sobą zrobić. Większość zawodników wędruje po lidze stanowej, gdzie zarobki nie są zbyt dobre i szuka jakichś opcji. Życie w Rio jest drogie i trudno utrzymać się za te pieniądze.


Marcus o początkach gry w Brazylii:

Od małego grałem w Vasco da Gama. Udało mi się nawet potrenować z takimi piłkarzami jak Edmundo, Juninho Pernambucano czy Serb Dejan Petković, legenda Flamengo. Trenował z nami Romario, ale wiemy, że on na trochę innych prawach i innym kontrakcie (śmiech). Z mojego rocznika cały czas gra Morais, który rozegrał dla Vasco ponad 100 meczów, a później tyle samo dla Corinthians.

Były też takie turnieje juniorskie Sao Paulo Cup, na których grałem przeciwko Hernanesowi i Fredowi. Jest co powspominać...

 

Podziękowania Marcusa dla kibiców:

Chcę Wam wszystkim podziękować za wsparcie, jakie od Was otrzymałem w tej rundzie z klubu i od kibiców. Dziękuję za nominację dla Ulubieńca Gdyńskiej Publiczności, za zaufanie i dobre słowo, które codziennie od kogoś otrzymywałem. Jadę odpoczywać, ale wrócę silniejszy, bo przed nami wiosną ciężka praca do wykonania.

Rozmawiał: mazzano